Kupienie ich nie było wielkim problemem. Ale i tak cieszę się, że trafiły do mojej kolekcji i w związku z tym postanowiłem nawet zapisać jedną kartkę w moim sneakersowym pamiętniku.
Kompletnie zapomniałem o dropie. Może nawet nie tyle nawet zapomniałem, co po prostu ubzdurałem sobie w głowie, że Cruzy w Europie nie wylądują. A tu miłe zaskoczenie. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Jak doszło do kupna? W przeciwieństwie do tego co myśli większość moich znajomych, kiedy jest środek dnia, nie gram w golfa, nie biegam, nie siedzę na saunie czy nie oglądam butów (ok, to ostatnie to akurat kłamstwo), tylko pracuję. Może czasami w nieco lepszych warunkach niż większość, ale jednak. Przypadkiem wszedłem na sklep Nike w celu poszukiwania jednej informacji, a tu … Cruz. Myślałem, że się pomyliłem, że ubiegłotygodniowe wycieńczenie organizmu spowodowane nieprzyjemnym zatruciem rzuciło mi się na oczy i mam halucynacje. Ale myślę sobie, że ani nic nie paliłem, nie piłem, sprawdzę więc swój stan świadomości w oparciu o jedną stałą rzecz (jak w Incepcji, wiecie) – stan konta.
No jest zero, więc wszystko w porządku z moim umysłem i zmysłem wzroku.
Kupuję. Wiem, za zero ciężko, ale coś wymyślę. Może nawet nie tyle kupuję, co postaram się kupić, bo but może na Nike Store wisieć, ale bombki mogło już dawno strzelić. Wiecie co mogło je strzelić?
Klikam – najlepszy rozmiar ever – 9US (jak ktoś nie wie dlaczego, to tłumaczę – sample :)). Dodałem do koszyka w pół sekundy, po tym jak na stronie znalazłem się przypadkiem. Dobra, ale jeszcze checkout. Klikam, nie ma problemu. Ponownie. Ok, zapłacę kartą kredytową, a jej spłatę wymyślę później, jak minie termin. Albo spłacę drugą kredytową, albo i trzecią, jak to robił Alan w Dwóch i Pół. A co!
Zamówiłem. Chwilę później okazało się, że Cruzy mają też w Footlockerach w Polsce, ale ich cena to nie 699, a 729.
A wiecie czemu się dziwię? Bo pierwsze nie wiem dlaczego nie spodziewałem się dropu w Polsce/Europie, po drugie ten but ma w sobie coś … coś ma. Do tego jest w CW Wheat, które będą fajnie fitowały z jasnym jeansem (z ciemnym zresztą też) no i jakość wykończenia przy PRM pewnie jest cudna. Wiele detali samego buta robi mi w głowie mętlik, taki pozytywny, mocny, fajny mętlik. Choćby metalowa skuwka przy lejcach, albo czerwony, odznaczający się, ale jakże malutki Swoosh.
Kupiłem przez przypadek. I tego przypadku nie odpuściłem, bo w głupi sposób przepadły mi jedynki Fragmenty. Czego do dziś nie mogę odżałować.
Błagam na wszystkie świętości daj link do sklepu z tym modelem 😀