Czuję się tak, jakbym żył w czasach, w których się urodziłem – w czasach, w których kupno jakiegokolwiek produktu obarczone jest wielogodzinny, a nawet dłuższym staniem w kolejkach, jakbym żył takich czasach, w których produkt jest limitowany. To wczoraj z lat 80-tych kiedy stało się w kolejce po papier toaletowy, a ze sklepu wychodziło z kiełbasą, albo pralką, jest teraźniejszością.
Cały czas myślałem, że da się coś czasami kupić. Ale zdjęcia z premiery w Berlinie, gdzie cała ulica została zasypana sneakergłowami, które czatowały na Asics x Overkill Gel-Sight Desert Rose, uświadomiła mi, że na premiery trzeba pojechać.
Nie da się campować w domu, w gaciach i z kawą w łapie, nie myjąc jeszcze zębów. Po prostu się nie da.
Overkill przeżył w sobotę istny Nowy Jork. Niby na buta nie było hajpu, dlatego też liczyłem, że uda mi się go kupić. Niby. Wystarczyło kilka wpisów w necie, to tu, to tam, info, że jest to kolaboracja i pod sklepem ustawiła się kolejka. Bang – po premierze w necie. Klikałem 30 minut, aż z nerwów złapałem za odkurzacz i miotłę, posprzątałem też u sąsiada. Nic. Zero efektu i butów w szafie (koszyku). Premiera online się nie odbyła, albo w ciągu kilku sekund buty się rozeszły, bo po jednym z kliknięć informacja na ekranie brzmiała – sprzedane.
Nie dziwię się, Overkill raportuje, że pod sklepem było tak.
Jakieś 8 dni wcześniej czaiłem się też na Atmos x Asics Gel Lyte V Camo. I tam też było fiasco, bo o północy, kiedy to zaplanowano release, strona padła, a gdy wróciła, to albo spałem, albo butów już nie było – poważnie nie pamiętam.
Chwilę przed Gel-Sight była szansa na Doty. Była. O 14:01 (premiera o 14), szansa zakończyła swoje życie. Jeszcze wcześniej, bo o 9 rano można było kupić Air Jordan 11Lab4.
O 9:23 moje szanse prysnęły.
Dobra, nie zależało mi na nich jakoś wybitnie, ale może ktoś by się wymienił za coś ciekawego. Na osłodę – w piątek, czyli dzień wcześniej – zamówiłem Sorbet.
A przynajmniej chciałem, ale tam momentalnie dostawałem informację, że produktu nie mogę wsadzić nawet do koszyka, bo zrobił to już ktoś inny.
No cóż, pozostał smutek i ewentualne kupno lodów na osłodę.
Jak minął Wasz weekend?