Sneakerness przeniosło się z Pin Up Studio w miejsce historyczne – do Domu Towarowego Braci Jabłkowskich, który funkcjonować zaczął niemal równo 100 lat temu. Miejsce które ze stołecznymi kupcami kojarzy się od razu – dobry wybór. Sneakerness podzielono na dwie sekcje. Parter to strefa brandów, a pierwsze piętro zajęły sklepy, prywatni wystawcy i sneakerheadzi.
Co na dole? Przy wejściu New Balance z ciekawą wystawą i schematem procesu produkcyjnego buta. Vis-a-vis ulokowała się Puma, która pokazała mix kolekcji jesiennej i piłkarskiej. A przy okazji można było zagrać w fifę. Na wprost wejścia świat adidasa, a w zasadzie szaleństwo Fluxów. adidas ZX Flux na milion sposobów – to mogliśmy zobaczyć.
Na dole zaprezentował się jeszcze z wiosenną Le Coq Sportif oraz Asics, który pokazał kilka ciekawostek z nowej kolekcji, ale uwaga, zabronił zwiedzającym robić zdjęć (żółta kartka od nas!). No i Pumpowe stoisko Reeboka, czyli świętowanie 25 lat kultowego modelu. W kosza też można było zagrać.
Piętro wyżej to co jest solą Sneakerness – targi, targi, targi. Prym wiodło Run Colors, którego stoisko było niemal non stop oblegane, pokazał się też World Box, a u naszego dobrego znajomego Mike’a można było wyjąć kilka wyjątkowych Jordanów. Oprócz tego? Sporo streatwearu, który nieco zdominował piętro.
Na Sneakerness było ciekawie, ale bez wielkiego BANG! jak przy okazji pierwszej edycji. Z tony spuściły wielkie marki, zabrakło nieco prywatnych wystawców z zagranicy, ale za to dopisali zwiedzający i pokazali, że warto starać się, by Sneakerness za rok powrócił jeszcze silniejszy.