Powiem szczerze. We wtorek w mojej głowie i duszy pojawiły się wątpliwości dotyczące Air Jordan XI Low Bred. Poważne wątpliwości. Bardzo poważne wątpliwości z tych, które mają np. Michael Jordan czy Cristiano Ronaldo – na co wydać kolejne sto tysięcy dolarów zarobione przez ostatnie osiem sekund. Na nową motorówkę, czy skaczącego w rytm muzyki robota lub może osiemnaste Ferrari.
Poważniej – wątpliwości z cyklu: brać, czy nie. Nie powiem, że wpływu na to, nie miały zdjęcia, pod którymi w komentarzach wyraźnie hejtowany był czerwony lining. Mimo tego, że wybieram sam, to tak jak każdy z nas, czasami daję ponieść się internetowemu hajpowi. To kupię parę, której wcale nie chcę, albo nie do końca mi się podoba. Działa to też w drugą stronę – hejt przeradza się w moją zakupową niechęć.
Przyznam się do błędu – nie do końca podobają mi się jedenastki low Georgetown, które kupiłem, ze względu na uwielbienie do jedenastek. Kolorystyka, o ile z początku mi grała, nagle po kilku założeniach na nogi, stała się … przeciętna. To był błąd – nieduży, bo to jednak jedenastki, ale jednak błąd.
I w czwartek, dwa dni przed premierą, we wrocławskim Footlockerze moje wątpliwości odnośnie jedenastek low Bred, zostały rozwiane w stu procentach. Pomimo tego, że faktycznie czerwona wyściółka może momentami przeszkadzać, to but wygląda na nodze OBŁĘDNIE.
Wyglądają jak zachód słońca na klifie (raz już o tym wspominałem), jak piękne ciało pięknej kobiety, może dla niektórych dzieła sztuki, bryła kolejnych supersamochodów, rafy koralowe, dla innych widok z gór czy przepiękna panorama szczytów, lub też widok miasta ze szczytów wieżowców. Co kto sobie tam nie wymyśli.
W pewnym sensie tak właśnie wyglądają Jordan XI Low Bred na nodze. Pięknie, obłędnie, czarująco i magicznie, wciągająco i hipnotycznie.
Zobaczcie.
Przypominam, że premiera już w sobotę.
Ja w sumie już dawno się nie zastanawiam – biorę na 100% – buty są absolutnie przepiękne.
Ja już żałowałem, że wyrzuciłem z koszyka Infrared. Drugi raz błędu nie popełniłem 🙂