Czasami z nudów, pomiędzy oglądaniem jednego, a drugiego meczu i wyłapywaniem dziwnych smaczków związanych z butami, mamy dziwne pomysły.
Wybraliśmy po kilku graczy z każdej z czołowych marek i kilku z tych mniejszych, żeby zobaczyć jak radzą sobie w naszym specjalnie wymyślonym i przygotowanym zestawieniu.
Oczywistą oczywistością jest, że Nike posiada w swojej ‚kolekcji’ taką liczbę graczy, że nie sposób jej tu wymienić. Wybraliśmy więc kilku najbardziej (naszym zdaniem ) istotnych. A do tego, że jest to zabawa, to wybraliśmy też tylko sześciu graczy w drużynie Jordana, zostawiając jeden wolny spot dla … sami wiecie kogo.
Popatrzcie, a statystyki na końcu.
Przy Jordanie był malutki problem, bo kilka gwiazd i … długo, długo nic. W tej marce gra jeszcze dwóch debiutantów, ale są kompletnie nieznaczący. Sporo wiatru z logo w rozkroku na butach robi też Nate Robinson, jego jednak tutaj nie dodajemy. Bo nie.
Adidas ma ciekawe gwiazdy z Howardem i D-Rose na czele, potem jest nieśmiertelny Tim Duncan i supporting cast w postaci Josha Smitha, Eric Gordon, przyszłe gwiazdy Damian Lillard i John Wall. Ich średnie?
NO I RESZTA
A teraz jak wypadają nasi wybrańcy w kilku podstawowych kategoriach statystycznych?
Widać wyraźnie, że ten pojedynek wygrałoby Nike, ale kilka razy zostało by skarcone pod koszem blokami od Adidasa, Jordan musiałby skorzystać z pana, który w tym roku skończył 50 lat, aby myśleć o wygranych, a reszta świata grałaby niezwykle zespołowo.
Adidas wygrywa też statystykę kontuzji – tylko Lillard i Simth nie mieli poważniejszych urazów, reszta (jak i inni grajacy w adidasach – Billups, A. Bradley, A. Rivers, Gallinari, K. Ware, A. Jamison, I. Shumpert, D, Harris, B. Lopez, L. Barbosa, Nene, K. Garnett i T. McGrady) borykali się z kontuzjami kończyn dolnych i pelców.