Tylko wiedzą, co dobre. Naprawdę wiedzą. 6 sierpnia świętujemy międzynarodowy dzień musztardy, a wokół nas są kolekcjonerzy tego dodatku. I tak, jak niektórzy śmieją się ze zbierania butów, tak jestem przekonany, że wiele osób w ten sam sposób reaguje na musztardę i jej fanów.
Ten blog powstał jako pamiętnik zajawkowicza koszykarskiego (jeszcze wtedy dziennikarza), który zajarany był i jest butami. Przerodził się w coś więcej, zaczął być hobby, pracą, miejscem, dzięki któremu poznałem wspaniałych ludzi i przeżyłem genialne chwile. Dziś jest … pamiętnikiem. Moim, osobistym, emocjonalnym, drzwiami do mojego świata, które czasem przed Tobą, drogi czytelniku, uchylam. Poznaję ludzi dalej, równie wspaniałych – np. zbieraczy słoiczków musztardy!
I teraz się zaczyna!
Kolekcjonować można wszystko. można rozpocząć od wspomnień, na śmieciach (dosłownie) kończąc. Gdzie pomiędzy wspomnieniami i śmieciami, znajduje się przestrzeń dla każdego z nas. Nie tylko buty, nie tylko przedmioty luksusowe, nie tylko popularne lata temu monety, znaczki czy butelki whisky. Nie tylko samochody jak Jay Leno, nie tylko liczbę partnerek seksualnych jak Wilt Chamberlain, nie tylko gry komputerowe jak Kuba. Można zbierać mniej seksowne przedmioty, takimi, którymi nie chwalisz się przed znajomymi.
Poznaj świat kolekcjonerów… musztardy
Drugie salwy śmiechu opanowane? Ja do dziś nie wierzę, że to piszę. Poważnie – na świecie istnieją kolekcjonerzy musztardy. O tym wspaniałym – bez ironii – fakcie, dowiedziałem się rok temu, kiedy to wydawałem pierwszy numer pisma Czarnobrody. Szczątki informacji, które pozyskałem, były czymś n-i-e-s-a-m-o-w-i-t-y-m. Były chwilą cudowną.

Z całą pewnością ta rozmowa, była jedną z tych, które zapamiętam do końca życia. Dlaczego? Nie chodzi wcale o detale czy przedmiot kolekcjonerstwa, bo tym jak już zostało w tym tekście naukowo przedstawione, może być wszystko. Chodzi o emocje. Emocje, które tonami wylewały się z mojego rozmówcy. Człowiek, który opowiadał mi o kolekcjonowaniu musztardy, robił to z taką pasją, jak wiele osób zbierających obuwie opowiada o swojej chorobie. To jest po prostu piękne, czyste oddanie, czysta fascynacja, nie podszyta niczym innym.
I nie myśl sobie, że ktoś zbiera musztardę sarepską czy inne dyskontowe słoiczki (choć pewnie też), dodawane do spalonej śląskiej podczas grilla. Nic z tych rzeczy. Chodzi o dużo więcej, dużo głębiej, chodzi o coś, czego zwykli zjadacze chleba musztardy nie rozumieją.
Dowiedz się czym jest kultura jedzenia musztardy
Wyobraź sobie taki scenariusz. Jesteś w restauracji i prosisz, aby do jakiegoś tam dania podano Ci musztardę. W Polsce przeważnie dostaniesz musztardę w słoiczku – ładnym – albo w małej miseczce. W domostwach jest podobnie. Kompletnie nie zwracamy uwagi na to, jaką musztardę jemy, poza tym, żeby była to Sarepska, delikatesowa, Dijon, ogólnie po prostu mamy to gdzieś i co więcej, wydaje nam się, że jest ona spoko.

– Nie ma u nas kultury jedzenia musztardy – mówił mi wtedy Radosław, kolekcjoner musztardy i prowadzący Mustardo.pl. Podobnie jest w USA. Musztarda, to musztarda. Dodatek do hot-doga, parówki, kiełbaski. Zwykle spożywamy musztardę żółtą. W krajach rozwiniętych musztardowo, tego dodatku stoją całe stosy słoiczków, można wybierać i przebierać. A to bardzo ciekawe, bo od jakiegoś czasu Instagram zalewają zdjęcia kolejnych to pięknie przystrojonych dań. Jak jednak spytamy o musztardę, nikt nie wie jakiej używa, albo są to produkty, które sprowadzają się do taniego sosu, octu spirytusowego i zagęszczacza w postaci proszku z gorczycy.
Musztarda jest jak czekolada
Wiesz, że istnieją dziesiątki, setki odmian tego dodatku? Radosław opowiada mi, że ma już kilka tysięcy zdjęć najróżniejszych słoiczków musztardy, a w domu kilkadziesiąt słoiczków. Czasem kosztują po 20-30 euro. Niby niedużo, ale pomyśl, że zwykle płacisz za musztardę kilka złotych. A my używamy jednego, dwóch rodzajów i w zasadzie tylko do mięs.
Z musztardą jest tak jak z czekoladką kiedyś. Wyrób czekoladopodobny, niskiej jakości? Nie ma problemu! Nie zwracaliśmy uwagi. Obecnie sprawa wygląda nieco inaczej. Owszem, zjemy czasem coś co klei ryj, ale sięgamy po lepsze jakościowo czekolady. Sięgamy po produkty z wysokiej półki, parujemy je z daniami, a nawet alkoholem. Dlaczego nie sięgać po dobrą musztardę? To tak samo, jak z alkoholem, można pić cokolwiek, a można próbować, szukać smaków i zauważyć, że jest on fajniejszy, niż picie, aby się uchlać.

I tak siedzisz i słuchasz gościa, który opowiada o musztardzie. Serio, o musztardzie! Temacie kompletnie aseksualnym (okazuje się jednak, że wcale nie, bo gorczyca jest afrodyzjakiem), a słuchasz jakby naprzeciwko siedziała Pamela z najlepszych lat i proponowała Ci sex.
Trawisz informacje, nie wierzysz, cały czas nie dowierzasz po prostu w to, że ktoś kolekcjonuje musztardę. Opowiadam o sytuacji znajomym z gastronomii, niby wiedzą, że jest więcej niż jeden rodzaj musztardy, ale generalnie w lokalach musztarda, to musztarda. Przynajmniej w naszym kraju. Znajomi otwierają oczy szerzej, bo absolutnie nikt im nigdy o tym nie mówił. Nigdy.

Najgorszy w musztardzie jest …
Ocet. W nadmiarze, szczególnie w produkcji masowej, może być niebezpieczny dla zdrowia. Sama jednak musztarda, ta dobra, bez nadmiaru octu, robiona z prawdziwej gorczycy, ma podobno sporo właściwości zdrowotnych. Bo sama gorczyca je ma. A jakie? Pobudza trawienie, jest źródłem selenu, stymuluje porost włosów, wzmacnia odporność organizmu, reguluje cholesterol, pomaga także podobno na astmę i kilka innych. Uwaga jednak, bo gorczyca jest także alergenem. Współczuję wszystkim, którzy nie mogą jej jeść.

Współczuję, bo po tym naprawdę inspirującym i ryjącym czaszkę spotkaniu, wszedłem do kuchni świata i kupiłem musztardę za 30-kilka złotych. Słuchaj, nie będę Cię przekonywał, kup i sprawdź jaka jest różnica. A jest olbrzymia. Zarówno w ostrości, jak i smaku. Kiedy nie czuć octu, czuć rozpływający się w ustach smak.
Wszystkiego dobrego dla każdego fana musztardy!