Mój serdeczny kolega Zulu Kuki opublikował wczoraj interesujący tekst o adidas NMD. Kuki zadaje w nim pytanie, bardzo proste, skłaniające do myślenia, a brzmi ono tak:
Czy to źle, że adidas wypuszcza więcej wariantów NMD niż się da?
Zulu policzył. W sumie mamy już 36 wersji adidas NMD, a za chwilę pojawi się kolejne kilka, w tym 4 z paczki Camo Pack. Shit, dużo. Bardzo dużo. Ale odpowiedzmy na zadane pytanie.
adidas wymyślił sobie bardzo sprytną i jak widać skuteczną strategię. NMD trafił pod koniec ubiegłego roku do sprzedaży jako model cholernie limitowany. Tak przynajmniej było w kilku pierwszych wersjach, które powodowały, że pod sklepami ustawiały się kolejki. Ale żeby wykorzystać popyt rynkowy i zajawkę, którą podłapało wiele osób, adidas zaczął wypuszczać do sprzedaży kolejne i kolejne i jeszcze raz kolejne wersje nomada.
Nie pomyślcie jednak, że te kolejne wersje powstały, bo pierwsze chwyciły. Oj nie, nie. To była zaplanowana akcja, jakby autobusy jakieś popodstawiali – wiecie, jak w Kilerze. Plan adidasa był jasny, wywołamy popyt i zorganizujemy podaż. Zajawka poszła, hajp się nakręcił, trzeba zaspokoić potrzeby ludu i dać im to czego chcą. I wcale nie igrzysk i wina, a NMD.
Gawędź dostała więc to czego chciała. I dostanie, jak wszyscy doskonale wiemy, więcej.
Czy to dobrze? Czy to źle? Ani tak, ani tak. adidas, tak jak każda inna firma, ma zarabiać kasę, robić produkt, który się sprzedaje i pomimo tego, że pewne modele NMD nie będą już tak gorące jak te pierwsze, to w perspektywie tego roku sukces NMD może przekuć się na sukces finansowy adidasa.
Bo to właśnie kolejnego konia pociągowego brakowało w adidasie, modelu, który będzie kupowany przez wszystkich.
Dla mnie osobiście ten ruch znaczy … zupełnie nic. Gdyby adidas chciał pozostać na poziomie limitowanych wydań NMD, moje uczucia byłyby dokładnie takie same jak w przypadku wypuszczania kolejnych edycji i kolorystyk tego modelu. Żadne – nie licząc wścieku na kolejkowe idiotyzmy, z którymi niestety mieliśmy styczność jakiś czas temu.
Ale jest jeszcze jedna strona medalu … gdybym jednak miał wybrać but do chodzenia dla siebie i adidas nie zrobiłby takiego rozgłosu podczas premiery NMD i kilkoma innymi ruchami z pierwszymi wersjami kolorystycznymi, pewnie moje oczy dalej zwrócone byłyby w stronę Ultra Boost. Rozumiecie, ruchy wykonane przez adidasa były konieczne, aby but nie stał na półce.
Konkludując. Nike też ma wiele kolorystyk i edycji modelu Air Max 1 czy 90 i segmentacja tego obszaru rynkowego na kolaboracje, ekstra wersje, świetne materiały i te standardowe, nie wpłynęła znacząco na opinię o limitowanych edycjach. Po latach, co oczywiste, duża liczba AM na rynku, spowodowała, że but stał się powszechny i przestał być czymś wyjątkowym. I co z tego? Zupełnie nic i tak dalej je kupujemy, głosujemy w sondach Nike, jaramy się modelami, które wychodzą spod ręki panów HTM i czekamy w kolejkach po atmosy.
I na koniec. Mam w swojej kolekcji trzy CW NMD, jestem z nich bardzo zadowolony, bo but to świetne narzędzie służące mi do przemieszczania się, a pewnie w lecie będzie jeszcze lepiej.