Jeździsz szybko po mieście? Tak Ci się wydaje. Tor weryfikuje wszystko i to już w pierwszym zakręcie. Próbie poddane zostaną Twoje umiejętności w tak bezczelny sposób, że nawet nie zdajesz sobie sprawy.
Po co pojechać na tor? Dostaniesz lekcję pokory, ale i cholernie ważną lekcję z techniki jazdy, a w bonusie otrzymasz narkotyczny przypływ adrenaliny, endorfin czyli ogólne, pieprzone szczęście.
To był mój pierwszy raz. Jak za nastolatka. Doświadczenie na dwóch kółkach z silnikiem? Około 5 tysięcy kilometrów. To nawet nie jest niedużo, to jest kompletne, kompletne nic. Zero.
Aby niektórym zobrazować – zabawianie się z samym sobą, nie oznacza, że jesteś dobry w łóżku. To są kompletnie dwie różne sprawy.

Weryfikacja na torze jest prosta. Wyjeżdżasz i okazuje się, czy masz dobrą pozycję, pracujesz głową, czy nie jesteś spięty w barkach, łokciach. Czy dobrze trzymasz manetkę gazu i jak nim operujesz.
Pampers – bo motocykl to nie przelewki
Miałem pampersa. Podobnie jak wtedy, kiedy w 2020 roku po raz pierwszy wsiadłem na motocykl. Tym razem jednak pampers polegał na czymś innym. Nie bałem się zawrotnej prędkości 23 kilometrów na godzinę, tak jak wtedy.
Tym razem jednak polegało to na prostym pytaniu – czy ja dam radę? Odpowiadam na to pytanie, jak także je sobie zadasz.
Dasz, bo nie trzeba zapierdalać, aby czerpać przyjemność z jazdy na torze. Przynajmniej w przypadku tych początkujących i aspirujących do średnio zaawansowanych. To wszystko ma być fajną zabawą i doskonaleniem siebie, aby jeździć bezpieczniej, pewniej, płynniej, lepiej. Bo motocykl to zawsze olbrzymie ryzyko, a aby je minimalizować, trzeba jeździć pewnie i bezpiecznie. I to właśnie gwarantuje taki dzień na torze i spotkania z ludźmi, którzy wiedzą co robią.

Po kolei, bo ład myśli przelewanych na wirtualny papier jest podobnie jak moje motocyklowe doświadczenia – zerowy. Ma to też podłoże wynikające z pisania tekstu zaledwie kilka godzin po tym, jak przeżyłem sześć dwudziestominutowych sesji na torze w Łodzi wraz z ekipą Mototreningi.pl.
Na czym to wszystko polega? Zostawiam sprawę cennika, terminów, to sprawdzisz sobie na stronie. Generalnie wyjazd na tor – przynajmniej w moim przypadku – to nie było czyste wykupienie godzin, aby wjechać na nitkę i po prostu sobie pojeździć. Wokół byli instruktorzy, którzy korygowali błędy w pozycji na motocyklu, pokazywali ćwiczenia, które pomagają w opanowaniu techniki jazdy i jej doskonaleniu, a także ciągnęli mnie na torze za sobą, aby pokazać odpowiednią ścieżkę przejazdu. To ostatnie jest zajebistym doświadczeniem, bo nagle okazuje się, że zakręt pokonujesz z nie 40 km/h, a o 20 km/h szybciej. I to bez większego wysiłku.
Bo instruktorzy są tam właśnie po to, aby nas szkolić. Przed każdą sesją otrzymywaliśmy cenne wskazówki, następnie wdrażaliśmy je w życie, otrzymywaliśmy korekty i kolejne minuty ćwiczeń.
Czujesz to wszystko, czujesz jak zaczynasz lepiej pracować głową w zakrętach, czujesz lepsze trzymanie baku i stabilność motocykla, czujesz jak skubany składa się tak jak ty chcesz i jedzie płynnie. Czujesz coraz większą przyjemność i satysfakcję, mimo tego, że nie jeździsz wcale po 120 w zakrętach. A to dzięki temu, że ktoś zwrócił uwagę na to, że za lekko spinasz nogi na baku, albo dzielisz zakręt na trzy, zamiast patrzeć tam gdzie chcesz jechać.
Historia Tadeusza jest kosmosem
W tym momencie wyda Ci się, że zmyślam. Jestem tego pewny. Będąc na torze poznałem Tadeusza, który kilka tygodni wcześniej nie miał żadnego doświadczenia motocyklowego.
Żadnego.
Na tor przyjechał najpierw do Kisielina. W piątek odbył szkolenie z ruszania, zmiany biegów, hamowania. Spędził na moto godzinę. W sobotę wyjechał na tor. Jechał sztywno jak kłoda – sam mówił – pierwsza sesja była masakrycznie trudna, bo w zakrętach zastanawiał się gdzie jest hamulec, biegi, jak skręcić. Po tych 20 minutach, jedna z uczestniczek (przyznała się do tego w Łodzi) mówiła do siebie w myślach podczas zjazdu do padoku: co to za gość, wygląda jakby wczoraj pierwszy raz siedział na moto.
No i dokładnie tak było. Dziś Tadeusz ma wyjeżdżone 8 godzin na torze i radzi bardzo, bardzo przyzwoicie. Chce więcej i będzie jeździł.
Dużo by o tego typu doświadczeniach pisać, bo dawka wiedzy jaką się otrzymuje jest olbrzymia. Krótko – nie dość, że instruktorzy są zajebiści w tym co robią, to są jeszcze zajebistymi ludźmi.
Technika jazdy na motocyklu jest jak sex – trzeba ćwiczyć
Nie będziesz dobry w seksie, jak go nie praktykujesz. Nie będziesz szybko i poprawnie biegał, kiedy nie trenujesz. Podobnie jest z jazdą na motocyklu. Posiadanie kategorii A nie udowadnia, że umiesz jeździć. I nie są to moje słowa, a słowa wielu doświadczonych osób, z którymi w ostatnim roku miałem przyjemność rozmawiać.
Zwykłe przekręcenie gazu jest dostępne dla każdego. Sprawne i bezpieczne poruszanie się powinno być priorytetem kiedy wsiadasz na dwa koła.

Nie wiem jak Ty, ale ja do motocykli podchodzę z cholernym respektem. Wiem jak wiele niebezpieczeństw czeka na mnie na drodze, bo powiedział mi to ktoś mądrzejszy i zwrócił uwagę na to, na co uważać. Tor to kolejne elementy pewności i opanowania maszyny. Moim zdaniem jest to szczególnie istotne dla w miarę świeżych motocyklistów. Uczy pokory.
Efekty?
Zobaczysz jutro na ulicy, poczujesz taką różnicę, że nie dasz wiary. A ona jest ogromna – mówili mi instruktorzy
Nie to, że nie wierzyłem, ale nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak 120 minut spędzone na torze sprawiło, że w ruchu miejskim jadę płynniej, dużo, dużo pewniej, znam ograniczenia, wiem gdzie są i co mogę, a czego nie. Lepiej pokonuję zakręty, wybieram linie przejazdu i trzymam gaz, wiem gdzie dopchnąć nogą, gdy wydaje się, że wyjadę za szeroko. I to nie jest nieco lepiej, to jest przepaść. Progres jest olbrzymi.
A jeśli wydaje Ci się, że 120 minut jazdy przez cały dzień to mało, to jesteś w błędzie. Ja byłem wykończony już w piątej sesji. I nie tylko ja.