Ameryki ciąg dalszy!
Nie znam odpowiedzi na pytanie, bo w niej nie stałem. Byłem obok. Na zagadkę z tytułu musicie odpowiedzieć Wy. Ja zrelacjonuję tylko to, co działo się we wrocławskim Footlockerze z perspektywy obserwatora.
Niestety nie było pokazu fajerwerków, nie było długonogich i cycatych brunetek, nie było ciastek – a zaraz. Były.
Tak, hype na Jordan IV Oreo był wielki. Preordery, pytanie po znajomych kto zostawi, gdzie można załatwić. Ludzie rzucali robotę, opuszczali lekcje, żeby tylko znaleźć źródło, które powie – masz zapewnione. I wtedy spaliście spokojnie. Ale – damn – mało kto spał spokojnie.
W sobotę rano przed Footlockerem we Wrocławiu … tłum. Na nogach sporo czwórek, sporo trójek, piątki Oreo, LBJ. Były nawet przedpremierowe Oreo.
O której rano? Podobno już chwilę po 7, czyli wcześniej niż można wejść do Pasażu Grunwaldzkiego gdzie mieści się FL. Ludzie wchodzili przez parking – na piechotę – chcieli zapłacić ochroniarzowi, a przed samym sklepem … znowu rozdawali numerki.
Parę minut po ósmej przed kratą stało 20 osób. Butów w środku multum, ale te po które przyszli stały na półce w liczbie sztuk 15. Ktoś odejdzie z kwitkiem, ktoś nie zje ciasteczka. Mój kumpel miał numer 13 – w jego rozmiarze przyjechała jedna para. W sumie do środka weszło ponad 40 osób. Buty wyprzedały się w niespełna dziesięć minut, nie wiem nawet jak szybko zeszły z Nike Store, UrbanCity czy Sklepukoszykarza, czekam na info od Mahola w ile poszły na Malcie. Wracając do FL – jak na Polskę to całkiem nieźle, do tego w sobotę rano, gdzie większość ludzi ledwo położyła się spać, niektórzy chwilę wcześniej wyszli z Bezsenności, a inni z nerwów nawet nie dotknęła własnego łóżka i obgryzała do rana paznokcie.
Ja, całe szczęście w spokoju, bez nerwów, stałem z boku i jadłem Oreo.
P.S. Zajebiście było Was ponownie spotkać, hajpujcie dalej i nie zatrzymujcie się na trójkach, czwórkach i piątkach 😉
P.S. 2. Tagujcie kicksy do #JKDN!
that was crazy 😀
Z tym ze pierwsza osoba była w pasażu parę minut po 6 😉
Wow, to do tego info nie dotarłem :-))
Ja kupiłem swoje ciastka na Malcie, a tam nie było takiego hype. W Poznaniu gustuje się w indywidualnych projektantach, a dla takich Jordan Brand jest zwykłym najkiem. O 10 było sporo ludzi, jednak ja pozwoliłem sobie dać czas – chociaż specjalnie do Poznania przejechałem 100 kilometrów, żeby tylko je dotknąć i przymierzyć. Byłem w Malcie o 13 i spokojnie bez tłumów mogłem popatrzeć, co sklep oferuje jak i kupić swoje pierwsze w życiu Js (było tylko 20 sztuk). Bez kolejek, bez problemów. Polecam sklep, jeśli ktoś chce być pewien, że jego wymarzone buty szybko nie zejdą.