Odpowiadam w jednym zdaniu – bo krioterapia jest zajebista. Poważnie. Twoje ciało, mózg, każdy organ w ciele, podziękuje Ci za to cholernie ekstremalne doznanie. Ekstremalne, ale cholernie, niewiarygodnie przyjemne. Nawet jeśli panicznie boisz się zimna. Uwierz mi, musisz podejść do tematu w taki prosty sposób – leap of faith.
Przyznaję bez bicia, ten tekst miał powstać w styczniu. Mamy lipiec, więc nie jest źle. Zresztą przy obecnej duchocie i wyższej temperaturze, będzie pasował lepiej do klimatu. A teraz, zabieram Cię w podróż po krainie mrozu. Zabieram Cię w podróż, która rozjebie Ci głowę, przy okazji jednocześnie ją naprawiając.
Ja skorzystałem, bo znalazłem się w dość dziwnym miejscu w swoim życiu. W miejscu, które wydawało się pułapką. Miejscu, które prowadziło mnie do niechęci do wszystkiego. Straciłem radość z życia, poznawania, odkrywania i traktowałem codzienność jako przykry obowiązek, a nie szansę. Nie wiedziałem, że znajduję się w takim położeniu, a frustracja, nerwy, niechęć, zobojętnienie narastały. Mniejsza jednak o to, zmęczona głowa potrzebowała CZEGOŚ.
Za chwilę do tego dojdę. Powiem Ci tylko – korzystaj, póki w Polsce kosztuje to grosze. O czym też za chwilę.
Oh, jak ja wspaniale buduję suspens, jakbym miał napisać powieść o morderstwie.
Czym w ogóle jest krioterapia?
Kiroterapia, to taka fajna rzecz, którą wszyscy kojarzymy z niczym więcej, jak naprawianiem urazów, szczególnie wśród sportowców. Niektórym zwykłym osobom, przepisuje ją lekarz, bo przytrafiło się nam jakieś bubu. Najczęściej jest to miejscowe bubu. Ja mówię jednak o kozackim wejściu do -100 stopni całym ciałem. Mówię o ekstremalnym, pieprzonym wytężeniu mózgu, o przełamaniu barier i zrozumieniu, dlaczego nie warto być tchórzem i wierzyć błędnemu w tym przypadku instynktowi, a warto korzystać z krioterapii.
Serio, nasz instynkt w tym przypadku się myli. Cholernie, cholernie się myli. I to, że nie lubisz zimna, trzęsiesz dupą przechodząc obok lodówek z mrożonkami, albo ubierasz kalesony z golfem przy +30 stopniach, nie oznacza, że krioterapia nie jest dla Ciebie.
Przede wszystkim jest to kompletnie, całkowicie inne zimno, niż to, co odczuwamy na ulicach w zimie. Brakuje w nim wilgoci, co oznacza, że nie jest tak nieprzyjemne. I weź sobie to do serca, bo wejście do komory krioterapii jest trudne tylko podczas pierwszego kroku. Wiesz, tak jak wszędzie, w każdej dziedzinie życia.
Nie bądź mięczakiem – krioterapia jest super
Czy byłem przestraszony, kiedy miałem wejść do tej lodówki po raz pierwszy? Oczywiście, że TAK. I nie będę Cię oszukiwał, bo trząsłem portkami cholernie. Wiesz, w końcu Twój mózg już wie, że wchodzisz do -100 i mniej stopni (mniej, znaczy -120 na przykład, a nie mniej bliżej zera). I on szaleje, chce Cię przed tym powstrzymać, ale nie możesz być mięczakiem, zwalcz to co podpowiada Ci tchórz w Twojej głowie. Ciało sobie poradzi, opanuj głowę.
Dlaczego? Bo w środku jesteś tylko 3 minuty, a trzy minuty to wytrzymasz nawet podczas stosunku z Twoją wymarzoną seksbombą. Serio. Próbowałem. To znaczy krioterapii, nie Twojej wymarzonej modeleczki.

Nie słuchaj tego tchórza, bo cały proces jest cholernie bezpieczny, gdy tylko postępujesz według ustalonych zasad. Wchodząc do komory krioterapii nie możesz mieć za wysokiego ciśnienia. To mierzone jest w gabinecie. Do tego, zakładasz galotki, takie zwykłe, na swoje majtusie. Możesz też założyć koszulkę – ja preferuję bez, bo mam owłosienie na klacie, więc mi ciepło i tak. Na łapki zakładasz rękawiczki, na uszy opaskę, na nogi skarpety wełniane pod kolano, a na stopy chodaki. Twarz zakrywasz maseczką – masz wprawę, bo koronawirus nas przyzwyczaił.

Generalnie to miałem to szczęście, że cały sprzęt dostawałem na miejscu. Nie musiałem szukać, czy też kupować swojego. Taki tip, sprawdź to, przed tym jak zdecydujesz się wybrać na zabiegi.
Dlaczego skorzystałem, czyli dlaczego warto korzystać z krioterapii?
Są różne szkoły, jeśli chodzi o krioterapię. Mój przyjaciel, który siedzi w tym biznesie, mówił mi, aby zacząć od około -100 stopni i schodzić niżej do około 140-145 przy dziesiątym wejściu. Ah, no tak aby to miało efekt, musisz wykonać zabiegi ciągiem. Z maksymalnie 1-2 dniami przerwy. Inaczej wywalasz forsę w błoto. Druga szkoła mówi, aby zwiększać czas, który spędzamy w środku. Ja zastosowałem pierwsze rozwiązanie, ale tu pojawia się kluczowa informacja dotycząca bezpieczeństwa – jak zaczyna piec pod nogami, tak dość intensywnie, to wychodź. Szkoda zdrowia, bo oparzenia spowodowane zimnem, są cholernie trudne do wyleczenia. Mi raz leciutko przypiekło nogi, więc następnym razem delikatnie obniżyłem temperaturę i było ok.
W środku możesz sobie machać kończynami, chodzić, albo stać nieruchomo – co kto woli. Machanie powoduje, że odczuwanie temperatury jest nieco mocniejsze.
A teraz, moment, na który wszyscy, w liczbie miliardów czytających, czekali. Przedstawiam Wam mordercę, rozwiązuję zagadkę. Otóż, pierwsze wejście do środka – załóżmy, że masz małą, chandrę – to jest orgazm na pieprzonym orgaźmie i tak przez trzy minuty. Facet choć raz poczuje się jak kobieta i będzie przeżywał to wielokrotnie. Już tylko z tego powodu warto.
Zimno wcale nie jest straszne
Wchodzisz do środka komory krioterapii zobojętniały. Po 180 sekundach – lub nieco krócej przy pierwszym razie – wychodzisz i Twój świat jest CAŁKOWICIE KURWA INNY. Nie zmieniło się nic, serio, nic, kompletnie nic. Zero, null, nada. Ale krioterapia zmieniła wszystko. Absolutnie wszystko. Wszystko związane z Twoim podejściem, bo Twoja głowa, która 3 minuty temu była tchórzem, zamartwiała się rzeczami różnymi, nagle zrozumiała, że jest coś ważniejszego. Twój mózg dostał pierdolca, bo otrzymał sygnał, że przeżył coś ekstremalnego, że obronił się przed złem, które na niego czekało. Bo wiesz, skąd on mógł wiedzieć, że włazisz do tego -100 specjalnie? No skąd? Nie trwa to długo, ale podjarka jest niesamowita, dopamina, serotonina, endorfiny – coś wspaniałego. Narkotyki w najlepszej i najzdrowszej postaci – podobnie jak endorfiny przy jeździe na motocyklu.
Następne wejścia nie są już tak intensywne, ale utrwalają efekt. Do tego leczysz sobie mikrourazy, poprawiasz krążenie krwi i przemianę materii. To wszystko jest po prostu cudowne.
Cena 10 wejść w moim przypadku? 300 złotych, czyli 30 złotych za wejście. Średnia w Europie około 70-80 Euro. Za jedno wejście. Korzystaj, póki w naszym pięknym kraju – który zresztą wymyślił krioterapię – jest tak tanio.
Ah, a tak w ogóle, dwa razy do roku przysługuje Ci wejście na NFZ, po tym jak zalecenie przepisze lekarz, nawet rodzinny. Enjoy tchórzu!